Dziś ostatni dzień 2017 roku. Myśli wybiegają już do sylwestrowej nocy, ale najpierw chcemy podziękować za to wszystko, co wydarzyło się w minionym roku. W Kościele przeżywaliśmy niedzielę Świętej Rodziny. Najpierw, jak co roku w tym dniu, nasi rodzice odnowili swoje małżeńskie ślubowania. Ze wzruszeniem, patrząc na nich teraz, myśleliśmy sobie, jak musieli być wtedy w sobie zakochani. Uśmiechy, sympatyczne pocałunki, no i jak zwykle upominki. W tym roku małżonkowie otrzymali butelkę wina ze słowami przysięgi małżeńskiej. To na pamiątkę tamtego błogosławieństwa w Kanie Galilejskiej, jakiego Jezus udzielił młodej parze. No i ku pamięci, aby miłość była troszkę jak wino, im starsza tym lepsza i nigdy się nie zepsuła. Na koniec mszy św. ks. Jarosław pobłogosławił także nas na trud misyjnego kolędowania, na które wyruszyliśmy zaraz po Eucharystii. W tym roku zwracaliśmy uwagę innych na trudną sytuację naszych rówieśników, którzy cierpią z powodu konfliktów zbrojnych w Syrii i w Libanie. W ostatnich latach wojna w Syrii pochłonęła blisko pół miliona mieszkańców, a największą ich część stanowiły dzieci. Blisko 70 tys. Syryjczyków zmarło z powodu skutków wojny – braku wody i żywności, zimna, odniesionych ran i chorób. Miliony ludzi straciły domy, miejsca pracy i bliskich. Ich serca i umysły zostały ciężko zranione strachem i przerażającymi doświadczeniami – widokiem ciał osób bliskich i znajomych pod gruzami budynków, krzykiem zrozpaczonych ludzi i panującej nędzy. Ponad 7,6 miliona Syryjczyków, zwłaszcza chrześcijan, zmuszono do przesiedleń, a nawet opuszczenia kraju. Dla większości uciekinierów los przyniósł kolejne bolesne doświadczenia. Prawie półtora miliona Syryjczyków schroniło się w Libanie.
Nie przeszkodziła nam deszczowa pogoda i chłód. Poprawiliśmy nasze stroje, przygotowaliśmy teksty, podzieliliśmy się na grupy i wyruszyliśmy w naszą wędrówkę po domach. Zaglądnęliśmy do wszystkich, którzy tylko otworzyli nam drzwi. To ogromna radość dzielić się tą atmosferą Bożego Narodzenia. Zobaczyć uśmiech na twarzach dorosłych i poczuć moc ich życzliwości. Czuliśmy się naprawdę jak mali misjonarze, którzy nie tylko modlą się za innych, ale mogą im jeszcze pomóc. Wiedzieliśmy, że ofiary, które zbieramy są przeznaczone dla naszych rówieśników w Syrii i Libanie. Dzieci płacą tam najwyższą cenę. Te, które umierają lub chorują z powodu złych warunków mieszkaniowych, zimna, niedożywienia, braku higieny i dostępu do opieki zdrowotnej. Dzieci syryjskie urodzone w nieformalnych obozach nie są rejestrowane i nie mają praw obywatelskich żadnego kraju. Narażone są na przemoc i handel ludźmi. Traktowane są jak tania siła robocza, do pomocy w rodzinie albo źródło dochodu. W niektórych regionach Libanu w zastraszającym tempie rosną nieczystości, co przerasta możliwości publicznych usług. Nie wystarcza też wody i elektryczności dla wszystkich. Cierpią na tym zarówno uchodźcy, jak i miejscowi Libańczycy. Najważniejsze, że nie musimy być wobec tej sytuacji bezradni. Ta dzisiejsza niedziela Świętej Rodziny z Nazaretu: Jezusa, Maryi i Józefa była dla nas szczególna. Pamiętaliśmy o Jezusie, który rodzinę uświęca, o naszych rodzinach, w których żyjemy i o tej wielkiej rodzinie ludzkiej na całym świecie.