Ministranckie ognisko na pożegnanie wakacji – 30.08.2016 r.

Ministranckie ognisko na pożegnanie wakacji

        Letnie wakacje roku 2016 uważamy za zakończone. Ta formułą pożegnaliśmy piękne letnie chwile, ale kropką na i było ognisko, które zorganizowaliśmy 30 sierpnia, by powspominać to, co najprzyjemniejsze. Z wyborem miejsca nie było problemu, bo zaprzyjaźnieni gospodarze z „Dworku wśród Jesionów” w Łężcach przyjęli nas jak zawsze z otwartymi rękoma i niewyobrażalną życzliwością. Zebraliśmy całą ministrancką armię z Lubosza i Mościejewa, od najmłodszych po tych, którzy odeszli już na ministrancką emeryturę. Zaczęło się właściwie normalnie, bo trzeba było zaspokoić wieczorny głód pysznymi kiełbaskami prosto z ogniska. Czuliśmy jednak, że coś „wisi w powietrzu”, ten wieczór nie mógł tak po prostu upłynąć zwyczajnie…

       … przeczucie nas nie myliło. Kolejna część wieczoru to kurs na prawo jazdy. Po części teoretycznej przeprowadzonej na wolnym powietrzu od razu rozpoczęły się jazdy na nietypowym sprzęcie, abyśmy mogli zdobyć wymagana kategorię…

       Rzeczywistość zaczęła robić się coraz bardziej fantastyczna. Teraźniejszość zacierała się z dzieciństwem, a realny świat z baśniowym. Nawet zwierzęta, które nas otaczały wpisały się w klimat cudownej zabawy i wspomnień. Coraz trudniej było odróżnić te żywe i te z bajki. A wieczór przybliżał się wielkimi krokami, ciągnąc za sobą tajemniczy mrok…

       Nigdy nie wiesz, co cię w życiu spotka. A że w zdrowym ciele zdrowy duch, korzystając z okazji zadbaliśmy o tężyznę fizyczną. Wieczór blisko i siła się przyda. Do kolejnych kropli potu ćwiczyliśmy wszystkie nasze mięśnie na rozmaite sposoby… Patrząc w lustro czuliśmy dumę z coraz bardziej męskich i wysportowanych sylwetek. W końcu przy ołtarzy trzeba godnie wyglądać…

       Męska sylwetka to nie wszystko. Trzeba było również pomyśleć o sile ducha. Ćwiczenie umysłu przeprowadziliśmy według własnych potrzeb. Niektórzy w grupie, a niektórzy na indywidualnym rozmyślaniu… Urok miejsca sprawiał, że każdy znalazł tam coś dla siebie… A nas ciągle nie opuszczało wrażenie, że to jeszcze nie koniec zaskakującego ogniska…

       I mieliśmy rację. Nawet nie zauważyliśmy jak przy cudownej letniej pogodzie ciemność nocy ogarnęła nas dookoła. Gorąca, własnoręcznie zaparzona kawa, własnymi rękoma przygotowana herbata, pyszne słodkości, no i te rozmowy, rozmowy, żarty i opowieści… Wydawało się, że nie ma końca tej cudownej atmosfery, w której nie ma różnicy wieku, parafii w której służymy. Jesteśmy tylko my i letni wieczór. No i jeszcze on – ks. Jarek, który nigdy nie wiadomo z której strony wyłaniał się z mroku, by dyskretnie skontrolować, czy wszystko w porządku. Jak zawsze. Podszedł, zapytał, zagaił, uśmiechnął się i … znikał, by za chwilę pojawić się w innym miejscu… Taka noc, gdy rzeczywistość przeplata się z baśnią. A potem przyszedł jeszcze on – pomysł, by zabawić się w „szukano”. W nocy, nas kraju lasu. Z tej części ogniska nie mamy zdjęć. Było ciemno… Bardzo ciemno… Ale ubaw też taki, że żadna fotografia tego nie odda… A poza tym … muszą być jakieś nasze tajemnice…

       Pozostały po nas puste miejsca, palące się ognisko i moc wrażeń. Cóż, trzeba wracać do szkoły, do nauki, do dalszego służenia. Ale odjeżdżaliśmy do domów z przekonaniem, że to miejsce znów zapełni się kiedyś naszą obecnością. Jest zbyt pięknie by do niego nie wrócić… Miejsce, gdzie czas biegnie jakby inaczej, a rzeczywistość przeplata się z marzeniami. W takim duchu też wspólną modlitwą, przy żywym ogniu zakończyliśmy nasze spotkanie. Dobrze, że możemy na siebie liczyć, dobrze, że coraz lepiej  czerpiemy moc i siłę z jedności. Służąc przy ołtarzu patrzymy zawsze w jedną stronę. Patrzymy razem i tak też czujemy. Dobrze, że nam ze sobą dobrze.