Niesamowite, że złota, polska jesień może być aż tak piękna. Słońce wręcz zapraszało, by tego dnia nie siedzieć w domu. Samochodów na parkingu przy kościele przybywało z każdą chwilą. Gdy wybiła umówiona godzina, ruszyliśmy kolumną do lasu. Całe rodziny wysypały się na leśną drogę i zaopatrzeni w koszyki szybko zniknęły między drzewami, by od czasu do czasu pojawiać się później między drzewami. Czy były grzyby? Pełne koszyki i zadowolone twarze rozwiewają wszelkie wątpliwości. No i radość wędrowania po lesie przy letniej wręcz pogodzie, której nic nie zastąpi. A tu jeszcze dookoła sami znajomi! To jeszcze nie był koniec atrakcji na niedzielne popołudnie. Choć przypadkowi grzybiarze mówili, że jeszcze nie widzieli tu tyle samochodów, to grzybów i tak wystarczyło dla wszystkich. My tymczasem znów wsiedliśmy do naszych aut, by udać się do Chalina. Tam czekało już na nas rozpalone ognisko. Wypakowaliśmy przy wigwamie zapasy, a stoły zapełniły się domowym ciastem i kiełbaskami. Zajęcia były sprawiedliwie rozdzielone, więc spokojnie zajęliśmy boisko i plac zabaw, a dorośli wygrzewali się przy towarzyskich rozmowach i smażeniu kiełbasek.
A obiecana gawęda ks. Jarosława? Była, była. Z humorem i słowami do przemyślenia. O czym? A to już tylko my i nasi rodzice wiedzą …